Poprawiają samopoczucie chorych i pozwalają zrozumieć ich stan emocjonalny. Znoszą niewidzialne bariery między imigrantami a pracodawcami, których łączy kapitał kulturowy, a dzieli rodzaj wykonywanego zajęcia. Bransoletki, książki, pościel, narzędzia do pracy. Zaprojektowane przede wszystkim z myślą o użytkowniku i jego emocjach. Czy po designie funkcjonalnym, użytecznym i odpowiedzialnym nadszedł czas na design empatyczny? – odpowiada dr Agnieszka Jacobson-Cielecka, dyrektor artystyczna School of Form Uniwersytetu SWPS.
Design użyteczny, funkcjonalny, odpowiedzialny i… empatyczny?
Design odpowiada na potrzeby ludzi. Design rozwiązuje problemy. Z tym nie dyskutujemy. Zgadzamy się także z tym, że design powinien być odpowiedzialny. Na przykład dążyć do tego, aby przedmioty były bardziej trwałe, lżejsze, zużywały mniej materiału. Lub żeby procesy produkcyjne były bardziej zrównoważone, mądrzejsze, bardziej odpowiedzialne, ekologiczne, i tak dalej. Coraz częściej jednak w dyskusji o społecznych i humanistycznych wymiarach projektowania mówimy o emocjach. Nie tylko tych wywoływanych przez estetyczne walory przedmiotów.
Ta podstawowa emocja, mówiąca nam czy dany przedmiot lub przestrzeń się nam podoba, czy nie podoba, zawsze towarzyszy projektowaniu. Uprawomocnia istnienie rzeczy, które oprócz urody nie mają żadnego sensownego przeznaczenia. Lub takie, które na pierwszy rzut oka nie różnią się od innych zrobionych w tym samym celu. Ale są też przedmioty, które zmuszają nas do zmiany swoich przyzwyczajeń, pokazują ukryty wymiar problemu, odpowiadają na potrzeby emocjonalne, głęboko ukryte lub całkiem nieuświadomione.
Taki nacechowany współczuciem lub współodczuwaniem design często nazywany jest projektowaniem społecznym, choć to dużo szersze pojęcie. Ja chętnie myślę, że jest empatyczny, bo odwołuje się nie do ekonomii, gospodarki i przemysłu, lecz do emocji i potrzeb ludzi, którzy znaleźli się w określonych sytuacjach życiowych. Autorzy przytoczonych projektów, choć operują narzędziami projektowymi: formą, kolorem, materiałem, literą, używają ich jako środka, a nie celu swoich działań.
Nacechowany współczuciem lub współodczuwaniem design empatyczny odwołuje się nie do ekonomii, gospodarki i przemysłu, lecz emocji i potrzeb ludzi, którzy znaleźli się w określonych sytuacjach życiowych.
Design a doświadczenie choroby
Sarah Wiśniewska, absolwentka specjalności communication design w poznańskiej School of Form, ma w swoim bliskim otoczeniu osobę cierpiącą na chorobę Alzheimera. Rok po roku obserwowała zanikanie pamięci i związane z tym cierpienie, irytację oraz rosnącą izolację chorej. Zrozumiała, że jako projektantka ma ograniczone możliwości przeciwdziałania chorobie, tym zajmuje się medycyna. Przestrzenią jej działania stała się komunikacja i praca z otoczeniem chorej osoby.
W przygotowanej przez siebie publikacji „Dissolving memory” („Nie-pamięć”) Wiśniewska nie tylko opowiada o chorobie, jej przebiegu, symptomach i mechanizmach, ale pozwala odczuć czytającemu, na czym ona polega. W zwartym tekście niewielkiej książeczki znikają najpierw pojedyncze słowa, potem zacierają się linie i akapity. Czytający denerwuje się na niechlujnie wydrukowaną publikację, by po chwili zrozumieć, że tak właśnie czuje się chory we wczesnym stadium choroby. Gubi słowa, gubi wątki, traci sensy. Irytuje się, nie rozumie, co się z nim dzieje, szuka przyczyny na zewnątrz. I wreszcie, przychodzi moment, w którym nie może już dłużej ignorować postępującej choroby. Rozpadają się obrazy, załamują twarze, świat traci ostrość. Wreszcie tekst staje się nieczytelny. Obrazy przestają przedstawiać cokolwiek.
Sarah Wiśniewska zaprojektowała publikację: format, okładkę, skład, ilustracje. Napisała tekst. Przede wszystkim jednak zaprojektowała przeżycie. Czytelnik, który bierze do ręki jej książkę, jest wstrząśnięty. Nie tym co widzi, lecz tym czego doświadcza. Ma możliwość współodczuwać z chorym: niepokój, zdenerwowanie, zagubienie. To sprawia, że lepiej rozumie i lepiej umie pomóc.
Zdjęcia: materiały własne | Projektantka: Sarah Wiśniewska (absolwentka School of Form)
Ewa Dulcet i Martyna Świerczyńska, absolwentki specjalności domestic design w School of Form, zaprojektowały biżuterię Miko+. Na pierwszy rzut oka interesującą, mieszczącą się w trendach, z modnej miedzi. Biżuteria dekoruje ręce kobiet. I przy okazji dyskretnie zapobiega chorobom nadgarstka i dłoni. Uciska, usztywnia, masuje, blokuje. Skutecznie zastępuje ortezy, elastyczne bandaże i usztywniacze zapinane na rzepy. To ulga dla osób, które krępuje konieczność używania takich akcesoriów, peszą pytania o powód i związana z tym stygmatyzacja. Biżuteria nie tylko dekoruje, lecz także przynosi ulgę w chorobie i pozwala przezwyciężyć związane z nią problemy emocjonalne. Nic dziwnego, że obydwa dyplomy zostały docenione przez międzynarodowe fora ekspertów.
Sarah Wiśniewska znalazła się w gronie wybranych przez Design Indaba 20 przedstawicielek najlepszych szkół projektowych na świecie – wygłosiła prezentację na konferencji „Antenna” podczas Eindhoven Design Week, jednego z najważniejszych festiwali designu. Dulcet i Świerczyńska zostały nagrodzone jako najlepsze dyplomantki spośród 200 zgłoszonych na Global Grad Show w trakcie Dubai Design Week.
Opisane przypadki dyplomantek nie są odosobnione ani w School of Form, ani na scenie projektowej w ogóle. Projektanci zrozumieli, że wrażliwość społeczna jest jednym z ich podstawowych narzędzi, na równi z kompetencjami plastycznymi i technicznymi. Projektant nie tylko musi rozumieć kontekst, w którym się porusza, lecz także odbiorcę. Musi być dobrym słuchaczem i bacznym obserwatorem.
Zdjęcia: Damian Borejko | Projektantki: Ewa Dulcet i Martyna Świerczyńska (absolwentki School of Form)
Na pierwszym miejsc jest użytkownik
Jo Szczepańska projektantka polskiego pochodzenia urodzona w Australii, absolwentka Design Academy w Eindhoven, w trakcie studiów obserwowała dzieci w szpitalu. Zobaczyła, że w czasie choroby się nudzą, a nudę zabijają, rysując. Ale skutki rysowania w łóżku zazwyczaj są opłakane. Pościel zabrudzona, flamastry pogubione, rysunki pomięte, dorośli niezadowoleni.
W odpowiedzi na zaobserwowany problem Szczepańska zaprojektowała pościel. Nazwała ją „Landscape linen”. Tkaninę, z której zrobione są poszwy i koce, pokrywają jednobarwne wzory: domki i pejzaże, zwierzęta i rośliny. Wzory mają specjalną wyczuwalną fakturę. Dzięki zastosowaniu bambusowego włókna pościel można kolorować markerami, które potem znikają w praniu. Wzory są drobne, kołdry duże, dzieci małe. Pościeli do kolorowania starcza na naprawdę długie chorowanie. W pościeli umieszczono też kieszenie na gumkach, w które można schować flamastry. Rysunki są zapisem choroby, wizyt bliskich, powodem i skutkiem interakcji między dziećmi a dorosłymi. Pościel staje się jest też narzędziem narracji. W projektach Jo Szczepańskiej widać troskę o samopoczucie pacjentów, chęć niesienia pomocy w opresji jaką dla człowieka jest choroba. Projektantka pomaga dzieciom i jego rodzicom przetrwać ją w dobrym samopoczuciu, co jest równie ważne jak leki i sen.
Zdjęcia: materiały własne | Projektantka: Jo Szczepańska
Design a wykluczenie społeczne
Aleksandra Szymańska wyjechała na studia za granicę. Studiując design, imała się różnych zajęć, a przy okazji obserwowała stosunek swoich gospodarzy do przyjezdnych, zwłaszcza tych, przybywających za chlebem. Zaobserwowała, że inteligenci zatrudnieni jako pracownicy fizyczni są niewidzialni dla swoich pracodawców, w efekcie niesłusznie traktowani jako ludzie należący do innej (gorszej) kategorii społecznej, postrzegani jako głupsi, słabsi i łatwi do dyskryminowania. Choć czytają te same książki i oglądają te same filmy, nie dochodzi między nimi do prawdziwej interakcji. A przecież jedynymi istotnymi różnicami między pracownikiem a pracodawcą są język i status finansowy.
Odpowiedzią projektantki jest projekt „Tools for coexistence” („Narzędzia współistnienia”). Symboliczne, niczemu nie służące przyrządy, będące połączeniem najprostszych narzędzi do pracy fizycznej ze specjalistycznymi. Smyczek z uchwytem do kielni i cyrkiel na trzonku do dłuta. W sensie użytkowym pożytek z tych „narzędzi” jest żaden. Są jednak niepokojące. Są manifestem. Zmuszają do zobaczenia człowieka, którego być może widujemy codziennie.
Emocje – podstawa designu empatycznego
Te studenckie projekty, choć powstały w różnych miejscach i czasach i różny jest stopień ich użyteczności, łączy wyraźne zainteresowanie emocjami. Nie zostały zaprojektowane dla potrzeby rynku, choć wszystkie, oprócz ostatniego, mają szansę znaleźć na nim swoje miejsce. Powstały z potrzeby człowieka, u ich źródeł leży wrażliwa obserwacja projektantek, ich osobiste przeżycie, autentyczne współczucie. Empatia.
Projekty empatyczne to takie, które poruszają nasze emocje. Każą się przyjrzeć problemom tak codziennym i podstawowym, że często niewidzialnym. Każą odwrócić wzrok w stronę, w którą nie zwykliśmy i nie bardzo mamy ochotę spoglądać. To te, których twórca jest nie tylko zdolnym projektantem, lecz także wrażliwym humanistą.
Jedne z nich trafią do szerokiego grona odbiorców, zostaną wdrożone, inne pozostaną wystawowym sukcesem. I tak są ważne, także po to, byśmy umieli dostrzec i docenić te projekty, które poprawiają jakość życia w sposób najbardziej oczywisty. Są bardziej zrównoważone, mądrzejsze, bardziej odpowiedzialne, ekologiczne, i tak dalej.
Autorka
Agnieszka
Jacobson-Cielecka
dyrektor artystyczna i współautorka programu nauczania School of Form Uniwersytetu SWPS. Kuratorka licznych wystaw polskiego designu, m.in. Unpolished, Polished Up, Moderna (razem z Pawłem Grobelnym), Polska Folk, Materia Prima, prezentowanych na najważniejszych festiwalach designu w Europie, a także w muzeach designu. Krytyk designu, dziennikarka i publicystka.