logo

logo uswps nazwa 3

Kultura

Niedokochany mózg. O kulturowym postrzeganiu mózgu

Coś różowo-szarego, miękkiego, pofałdowanego. Mieszka w nim czas i przestrzeń, myśl i pamięć, świadome „Ja” i nieuświadomione pragnienia. Mózg. Maszyna doskonała w formie, chociaż niedoskonała w treści. Byt powstały na drodze ewolucji, który posiada swoje osobnicze zdolności kreacyjne. Gdy myślimy o nim, to wiemy, że myślimy dzięki niemu. Gdy idziemy, biegniemy, oddychamy, to to też jest jego zasługą. A gdy tworzymy – to używamy swojego języka oraz kodu kulturowego, który jest zrozumiały w określonych środowiskach i nurtach. Na czym polega ta współczesna koniunkcja umysłu i mózgu? Dlaczego dawniej w przekazach kulturowych tak rzadko mówiono o mózgu w ogóle? Komentarza udzieli dr Joanna Jeśman, kulturoznawczyni ze School of Ideas Uniwersytetu SWPS.

Monstrum Frankensteina i nomenklatura

Nawet, jeśli nie czytaliśmy (a warto), to większość z nas doskonale kojarzy historię naukowca-filozofa Wiktora Frankensteina, który – doświadczywszy wielu rodzinnych tragedii – próbuje rozwiązać zagadkę śmierci i ożywić nieżywą już materię. Przepis na sukces wydaje się banalny: pozbierać trochę kości, narządów, dodać tzw. pierwiastek życia i tadam!1 Ostatecznie jednak demiurg nie jest zadowolony ze swojego dzieła stworzenia – okazuje się monstrualne, koślawe, pełne defektów. W dodatku to niemota: „Otworzył usta i wymruczał kilka nieartykułowanych dźwięków…”. W toku lektury poznajemy wersję samego monstrum, które – dzięki oddziedziczonemu mózgowi, zawierającemu pamięć z poprzedniego życia – powoli na nowo przyswaja sobie umiejętności mówienia, przeżywania rozmaitych emocji, wyrażania potrzeb.

W powieści Mary Shelley, której dokładny tytuł brzmi: „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz”, słowo mózg pada raz, umysł – ponad 50. To ciekawa statystyka, zważywszy na zainteresowania doktora Frankensteina, który w swojej konfesji zwierzał się, że „Jednym ze zjawisk, które wyjątkowo mocno pochłaniały mą uwagę, była budowa cielesnej powłoki człowieka, a także każdego stworzenia obdarzonego życiem”. Monstrum posiadające mózg ze wszelkimi przymiotami, które się z tym wiążą, a zatem zdolnością komunikowania się oraz współodczuwania, nie doczekało się imienia od swojego stwórcy. Dopiero kultura pop zrobiła psikusa: dzięki wielokrotnym ekranizacjom powieści utożsamiła Wiktora Frankensteina z samym monstrum. Mózg i umysł przez wiele wieków funkcjonowały w relacji sobowtórowej, dokładnie takiej jak monstrum i Wiktor Frankenstein.

Umyślne metafory

Jeśli nawet przez stulecia temat mózgu jako narządu tak istotnego dla człowieka był rzadziej poruszany, to nie zapominano o umyśle, który bez wątpienia, według różnych wyobrażeń, umieszczano w głowie. Słynna XVII-wieczna metafora umysłu2 pokazuje, że w głowie znajduje się wszystko, co charakteryzuje istotę ludzką: zmysły, wyobraźnia, racja i ‘mens’, czyli z łaciny: umysł, myśl, duch… Nad mensem są już tylko istoty pozaziemskie, takie jak aniołowie i Bóg. Umysł zatem funkcjonował synonimicznie względem duszy, przynajmniej w paradygmacie religii chrześcijańskiej, która dominuje w naszym kręgu kulturowym.

Głowę postrzegano jako fizyczną, materialną ochronę dla ‘mens’ i dzięki swojej kulistości nadawano jej dużo większe znaczenie niż nieszczególnie wyględnemu narządowi, jakim był mózg. Głowa jako figura przestrzenna jest zbliżona kształtem do kuli, posługując się jednak figurą geometryczną przypomina koło, czyli kształt już przez starożytnych uznany za doskonały. To z głowy Zeusa wyskakuje Atena, jego nieślubna córka, córka doskonała, bogini mądrości. A największą karą i jednocześnie publicznym poniżeniem wiele stuleci później jest dekapitacja.

Kultura pełna dualizmów

Przed erą nowożytną ciało traktowano jako siedlisko grzechu, nietrwałe i psujące się naczynie dla duszy, która ulatuje do światów symbolicznych. To właśnie niecielesnym formom nadawano ogromną rangę, a jeśli już poruszano kwestię organów wewnętrznych, to raczej odwoływano się do serca, wątroby, nerek czy śledziony. Przez wieki wykształciło się wiele zabawnych poglądów na temat roli mózgu w ciele człowieka. Arystoteles uważał na przykład, że jedyną funkcją mózgu jest ochładzanie krwi. Kartezjusz zaś w mózgu dostrzegał maszynę, która pośredniczy w procesach umysłowych. Może, gdyby wiedział, jak jest naprawdę, toby ostatecznie stwierdził: „Mam mózg, więc jestem”. Dopiero w drugiej połowie XX wieku ten najważniejszy organ w człowieku okrzyknięto wartym poznania. Już nie tylko umysł, a właśnie mózg stał się interesujący dla większości dyscyplin, w tym również tych o profilu humanistycznym. Wszak nic co ludzkie, nie jest nam obce.

Statek, kapitan i ster

Współcześnie mózg traktowany jest jako centrum dowodzenia. To od jego sprawności zależy sprawność tak ciała, jak i umysłu. Gdybyśmy mieli powrócić do figury koła, moglibyśmy wyobrazić sobie mózg jako ogromne koło zębate, które steruje to większymi, to mniejszymi procesami zachodzącymi w ludzkim organizmie. Tak oto kultura dokonała ogromnej volty: od kulistości ziemi, przeszła przez człowieka witruwiańskiego, opisanego w kole, aż do głowy-synonimu kuli i mózgu, który dziś budzi powszechną fascynację. Krąg zainteresowań wciąż się zawęża. Dziś prężnie rozwijająca się neurokognitywistyka wyjaśnia, w jaki sposób aktywność mózgu w reakcji na ciało i otoczenie fizyczno-społeczne wpływa na umysł. Wszystko to nie pozostaje bez wpływu na kulturę, która ocenia kondycję ludzką w szerszym kontekście.

Komentarz dr Joanny Jeśman

Nie możemy zapomnieć, że we współczesnej medycynie mózg jest absolutnie kluczowym organem. To na podstawie jego aktywności lub jej braku podejmuje się decyzję o życiu lub śmierci pacjenta. Do XVIII wieku rolę tę odgrywały serce (krążenie) i oddech. Dopiero w XX wieku, ze względu na rozwój wiedzy i technologii, trzeba było stworzyć kryteria pozwalające lekarzom na podjęcie decyzji. „Nieodwracalne, trwałe ustanie czynności mózgu” to jedna ze współczesnych definicji tak zwanej „śmierci mózgu”, która pozwala na odłączenie pacjenta od aparatury podtrzymującej życie, na pobranie organów do przeszczepów. Skoro jednak patrzymy na mózg z perspektywy historycznej to być może warto wybiec nieco w przyszłość i zastanowić się, jak będzie wyglądał mózg. Zdaniem Raya Kurzweila, autora słynnej już książki „Nadchodzi osobliwość, kiedy człowiek przekroczy granice biologii”, osobliwość (ang. singularity) to możliwość cyfrowego zapisu całej zawartości ludzkiego mózgu. Czy czeka nas zatem przyszłość podobna do tej przedstawionej w serialu Netflixa „Altered Carbon”? Czy będziemy wymieniać jedynie biologiczne powłoki i żyć wiecznie? Jak dokładnie będziemy definiować człowieczeństwo, jeśli postawimy znak równości między mózgiem a człowiekiem?

258 joanna jesman

O autorce

dr Joanna Jeśman – kulturoznawczyni, wykłada na School of Ideas Uniwersytetu SWPS – nowoczesnym kierunku poświęconym projektowaniu innowacji. Prowadzi badania na pograniczu humanistyki i nauk o życiu w perspektywie posthumanistyki, studiów nad nauką i humanistyki medycznej. Zajmuje się też działaniami upowszechniającymi i popularyzującymi naukę oraz komunikacją naukową.

Przypisy

1 „Zbierałem kości po kostnicach, ręką profana gwałciłem straszliwe tajnie człowieczego ciała”, M. Shelley, Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz
https://pl.wikipedia.org/wiki/Umys%C5%82#/media/File:RobertFuddBewusstsein17Jh.png:RobertFuddBewusstsein17Jh.png

Tekst: Marta Nizio z Redakcji Uniwersytetu SWPS

 

podobne artykuły

kanały

zobacz też

strefa psyche strefa designu strefa zarzadzania strefa prawa logostrefa kultur logo