logo

logo uswps nazwa 3

Projekt Azja

Chiny i USA: era deglobalizacji

Jeszcze parę lat temu mało kto mógł przypuszczać, że świat zmieni się aż tak bardzo w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Dziś żyjemy w nowej rzeczywistości postępującej deglobalizacji, której rytm wytycza nie tylko pandemia koronawirusa, ale przede wszystkim stan relacji między dwiema światowymi potęgami: Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Zapraszamy do lektury analizy prof. Marcina Jacoby, kierownika Zakładu Studiów Azjatyckich Uniwersytetu SWPS.

Od ekonomicznej pustyni do pozycji groźnego rywala

Mimo różnic historycznych, politycznych i kulturowych obydwa państwa do niedawna działały w ekonomicznej symbiozie, wypracowywanej mozolnie od lat 70. XX wieku, kiedy nawiązane zostały wzajemne relacje dyplomatyczne i gospodarcze. Chiny były wtedy niemal ekonomiczną pustynią, którą amerykańskie pieniądze i technologia miały dopiero zacząć nawadniać. W latach 80. ruszyła chińska machina przemian wolnorynkowych, a z nią – nadzieje świata zachodniego, że stopniowe otwieranie się Chin na ekonomiczną współpracę niechybnie doprowadzi ten wielki kraj do demokracji. Nic bardziej mylnego – Państwo Środka wybrało własną drogę, łącząc elementy wolnego rynku, gospodarki planowej i autorytarnego systemu nazwanego „socjalizmem z chińską charakterystyką”. Dopóki Chiny rozwijały się jako centrum produkcji przemysłowej, a amerykańskie firmy na tym dobrze zarabiały, symbioza fabryki świata i globalnego mocarstwa wyglądała na udaną. Wszystko zaczęło się jednak stopniowo zmieniać, gdy wzrost gospodarczy i rozwój potencjału technicznego przeobraził Państwo Środka z amerykańskiego podwykonawcy w groźnego rywala.

Od dwóch lat jesteśmy świadkami zaostrzającej się walki, w której Chiny dążą do poszerzania swojego globalnego wpływu, a Stany Zjednoczone robią wszystko, by go ograniczyć. Działania amerykańskie zakrojone są na gigantyczną skalę i obejmują wiele obszarów: od technologii po media społecznościowe, od inwestycji po badania naukowe, od dyplomacji po wojskowość.

Huawei – troska o bezpieczeństwo czy obawa o chińską dominację

W centrum doniesień medialnych tkwi firma Huawei, oskarżana przez USA o współpracę z chińskimi służbami bezpieczeństwa oraz o ogólny brak przejrzystości w kwestiach zarządzania i własności. Amerykanom chodzi przede wszystkim o to, by zablokować lub przynajmniej ograniczyć jej dominację w obszarze infrastruktury i technologii 5G, gdzie żadna firma z USA nie jest w stanie z Huaweiem konkurować. To rodzi dwa pytania. Czy działania godzące w Huawei, ZTE i inne podobne firmy chińskie wynikają z troski o bezpieczeństwo danych, czy raczej z niepokoju, że firmy chińskie zdominują światowe rynki wysokich technologii, nie zostawiając przestrzeni amerykańskim graczom? A jeśli tak jest, jak pogodzić działania amerykańskie z zasadami wolnego rynku, propagowanymi w przez USA w świecie przez dziesiątki lat, zachęcając do otwartej, globalnej rywalizacji, w której wygrywa lepszy produkt i lepsza usługa?

Administracja Donalda Trumpa usiłuje ograniczyć sprzedaż mikroprocesorów do Chin. Amerykańskie firmy mają obecnie 45% udziałów w światowej produkcji tych komponentów, bez których nie obejdzie się żaden elektroniczny produkt. Chiny kontrolują zaledwie 5% tego rynku, technologicznie są zaś całkowicie zależne od partnerów zagranicznych. Odcięcie ChRL od dostaw mikroprocesorów jest więc sposobem na sparaliżowanie jednej z kluczowych gałęzi chińskiej gospodarki. I znów powraca pytanie: co z wolnym rynkiem? I czy uderzenie w Chiny nie zakłóci globalnych łańcuchów dostaw, którymi i tak poważnie wstrząsnęła już pandemia? Czy globalne koszty ekonomiczne spowalniania chińskiego postępu technologicznego mogą równoważyć zyski polityczne dla USA i ich sojuszników? I czy w dłuższej perspektywie wymuszone przez USA technologiczne usamodzielnienie się Chin nie zaszkodzi firmom amerykańskim? Już teraz ChRL uruchamia gigantyczne fundusze R&D, by w trybie ekspresowym zbudować rodzime technologie produkcji mikroprocesorów.

Ograniczenie wymiany naukowej

Podobne dylematy dotyczą prób oddzielenia chińskich badaczy od badań naukowych prowadzonych na amerykańskich uczelniach. Administracja Donalda Trumpa znacznie ograniczyła możliwości pracy chińskich badaczy w USA oraz utrudniła pozyskiwanie przez amerykańskich pracowników naukowych chińskich funduszy na prowadzenie badań. Niedawna seria dochodzeń i aresztowań w amerykańskim świecie naukowym objęła nie tylko domniemane przypadki szpiegostwa technologicznego czy kradzieży własności intelektualnej, lecz również zatajanie lub nieraportowanie przez rodzimych badaczy środków finansowych proweniencji chińskiej. Ten kij również ma dwa końce: ograniczenie wymiany naukowej pomiędzy dwoma krajami uderzy w amerykański potencjał badawczy i innowacyjność. Chińscy studenci i badacze na czołowych uczelniach w USA przynosili im nie tylko znaczne wpływy finansowe, ale i wyniki naukowe – wielu najbardziej uzdolnionych studentów chińskich właśnie tam realizowało swoje kariery badawcze, wchodząc w skład dziesiątek zespołów i publikując w najbardziej prestiżowych periodykach naukowych. Teraz duża część z nich zmuszona będzie wrócić do ChRL, gdzie zostaną przyjęci z otwartymi ramionami.

Cenzura i zakazy w wirtualnym świecie

Kolejną sferą zaostrzających się sporów jest internet. Chiny w ramach swojego szczelnego systemu całościowej cenzury internetu blokują Facebooka i znacznie utrudniają działanie takich gigantów jak Google. We wrześniu władze USA w odwecie spóźnionym o kilkanaście lat próbowały zakazać w swoim kraju korzystania z popularnych chińskich platform WeChat i TikTok. Decyzje uderzyłyby nie tylko w chińskich turystów w Stanach (a ci przed pandemią generowali ogromne zyski dla amerykańskiej branży turystycznej), ale i w setki tysięcy amerykańskich użytkowników tych aplikacji, szczególnie osób młodych. Na razie zakazy zostały wstrzymane przez amerykańskie sądy, ale sprawa nie jest zamknięta. Trudno winić Amerykanów za próbę zrównoważenia wzajemnego dostępu dostawców usług internetowych do odbiorców w Stanach Zjednoczonych i w Chinach. A jednak zakazy tylko pogłębiają podziały wirtualnego świata na chińską i amerykańską strefę wpływów i nie skłonią Chin do zwiększenia dostępności chińskiego internetu dla zagranicznych usługodawców.

Nowa zimna wojna?

Amerykańsko-chiński świat dzieli się coraz wyraźniej, a obydwa kraje odgradzają się od siebie na różne sposoby. Dobitnie pokazują to takie niedawne gesty, jak zamykanie konsulatów (chińskiego w Houston i amerykańskiego w Chengdu) czy utrudnianie pracy dziennikarzom (amerykańskie kontrole działalności agencji Xinhua i telewizji CGTV w USA, wydalenie z Chin 17 dziennikarzy pracujących dla czołowych mediów amerykańskich). Opisane tu zdarzenia w dziedzinie technologii, nauki, internetu i dyplomacji stanowią element szerszego procesu zwanego decouplingiem, czyli trwałym oddzieleniem. Używa się go najczęściej w kontekście gospodarczym, ale obejmuje – jak widać – również inne obszary. Wielu komentatorów mówi o nowej zimnej wojnie, z tym że w niektórych dziedzinach jest ona bardzo gorąca. Na tym nowym rodzaju konfliktu stracą wszystkie strony, nie tylko dwa mocarstwa gospodarcze. Gwałtownie postępująca deglobalizacja, nowe zakazy, rosnąca nieufność i wrogość – to wszystko zmienia również i nasze bezpośrednie środowisko. Zakłócenie rytmu światowej produkcji i handlu międzynarodowego wpływa na działanie polskich firm i na ogólny stan naszej gospodarki, a więc i na nasze życie.

258 marcin jacoby

O autorze
Prof. Marcin Jacoby

Sinolog, tłumacz, ekspert zajmujący się zagadnieniami polityczno-społecznymi regionu Azji Wschodniej, szczególnie Chin i Republiki Korei. Na Uniwersytecie SWPS kieruje Zakładem Studiów Azjatyckich i prowadzi zajęcia z zakresu wiedzy o Chinach i Azji Wschodniej: literatury, sztuki i dyplomacji kulturalnej.

 

kanały

zobacz też

strefa psyche strefa designu strefa zarzadzania strefa prawa logostrefa kultur logo