Wybierz kategorię wyszukiwania

Studia

Formularz wyszukiwania na belce: Studia

lokalizacja:
poziom studiów:
obszar tematyczny:
forma studiów:
studia podyplomowe realizowane:

Jeżeli nie znalazłeś tego czego szukałeś zawsze możesz wpisać szukane słowo lub frazę poniżej

Szkolenia i kursy

Badania i projekty

Formularz wyszukiwania na belce: Badania i projekty

lokalizacja:
jednostka badawcza:
typ:
dyscyplina:
status:

Jeżeli nie znalazłeś tego czego szukałeś zawsze możesz wpisać szukane słowo lub frazę poniżej

Naukowcy

Formularz wyszukiwania na belce: Nasi naukowcy

lokalizacja:
dyscyplina:

Jeżeli nie znalazłeś tego czego szukałeś zawsze możesz wpisać szukane słowo lub frazę poniżej

Wydarzenia

Formularz wyszukiwania na belce: Wydarzenia

typ:
lokalizacja:

Kontakty

lokalizacja:
kategoria:

Jeżeli nie znalazłeś tego czego szukałeś zawsze możesz wpisać szukane słowo lub frazę poniżej

Szukasz czegoś zupełnie innego? Sprawdź, może się gdzieś ukryło na naszej stronie

Szukasz czegoś zupełnie innego? Sprawdź, może się ukryło gdzieś na naszej stronie!

Sprawdź nasze rozbudowane narzędzie do wyszukiwania.

Szukaj po kategoriach – oszczędzaj swój czas.

Uniwersytet SWPS - Logo

Wyimki z myśli o sztuce mediów

float_intro: images-old/2015/Blog/jerzy-olek-cb.jpg

O tym jak przez czterdzieści lat ewoluowały poglądy w odniesieniu do sztuki nowych mediów - opowiada, na swoim przykładzie prof. Jerzy Olek uznany teoretyk sztuki zajmujący się fotografią i sztuką multimedialną.

Niech usprawiedliwieniem dla mojej wypowiedzi będzie to, że byłem kiedyś dziennikarzem, a później krytykiem sztuki, którym być może nadal jestem. Moje poglądy mają korzenie we własnych doświadczeniach. Są też próbą formułowania w długim okresie czasu opinii o naturze współczesnych mediów. Głównie interesowała mnie fotografia, a wraz z nią inne mechaniczne i elektroniczne nośniki informacji, ich charakter oraz wynikający z niego specyficzny język. W różnych okresach mojej aktywności reinterpretowałem na własne potrzeby poglądy Marshalla McLuhana, Viléma Flussera i Jeana Baudrillarda, a w ostatnich latach Lva Manovicha. Slogan „środek przekazu sam jest przekazem” okazał się ponadczasowy, a sformułowany został w połowie ubiegłego wieku. Szczególnie godne krytycznego namysłu były takie sformułowania i ustalenia teoretyków mediów oraz filozofów jak: narzędzie w roli współautora obrazu, problem upodmiotowienia maszyny, wreszcie zaproponowane przeze mnie określenie „autokreacja mediów”.

Dwa lata temu rozmawiałem z Peterem Weiblem – profesorem i dyrektorem ZKM (Centrum Sztuki i Mediów) w Karlsruhe o sprawczej mocy narzędzi funkcjonujących w kulturze. Oto co powiedział:„Rozwiązania techniczne i wynalazki szczególną estymą darzono już w okresie Oświecenia. Wielka encyklopedia francuska była poświęcona technice. Informowała głównie o tym, jak się coś robi. Zasadniczą jej część poświęcono zagadnieniom mechanicznym. Diderot powiedział, że nie może być wolnego społeczeństwa bez dostępu do techniki, że zatem konieczne jest wyzwolenie sztuk mechanicznych a to powinno oznaczać zlikwidowanie segregacji w obrębie sztuki. Była to rewolucja, której nikt nie rozumiał. Nawet Wittgenstein pisał: «granice mojego języka oznaczają granice mojego świata». To nieprawda. Nauka sięga poza percepcję i poza język. Wraz z upływem dekad i stuleci następowały kolejne przewroty. Pierwsze narzędzie było lingwistyczne, zaś pierwszą technologią pisanie. Później nastąpił prymat obrazu. Od niedawna mamy przewrót, który charakteryzuje się dominacją bogatego i zróżnicowanego instrumentarium. W grece «mechaniczny» oznacza «pomocny». Obecnie to znaczenie również jest aktualne. Pojawienie się nowych narzędzi dało wyjście sztuce, która znalazła się w ślepym zaułku – pokazało drogę”.

Z uwagi na temat konferencji pragnę podzielić się refleksją, tyczącą dziennikarzy, których uważam za wszechstronnych dyletantów, ale taka też jest specyfika zawodu. Ambitni starają się wiedzieć dużo i rozlegle, na ogól jednak ich wiedza jest pobieżna. Jedynie specjalizacja daje pewne podstawy do tego, by uważać się za osobę kompetentną w wybranej dziedzinie. Chociaż i tak z powodu nadmiaru materiału niemożliwe okazuje się osiągnięcie pełnej satysfakcji. Niedawno usłyszałem od Michała Hellera, wybitnego kosmologa, autora wielu specjalistycznych książek, że gdy był młodym człowiekiem interesował się kilkoma dziedzinami wiedzy ścisłej: matematyką, fizyką, astronomią, chemią... Wchodzenie coraz głębiej w rozległą problematykę powodowało, że obszar jego zainteresowań z braku czasu coraz bardziej się kurczył. „I tak doszedłem do punktu” – powiedział. Ale nawet bycie w punkcie wymaga nieustającej dyscypliny poznawczej. Dotyczy to w mniejszym stopniu życia społecznego, a bardziej takich jego wyrafinowanych praktyk jak nauka i sztuka. W związku z tym często się słyszy o upadku rangi zawodu dziennikarskiego, a już szczególnie krytyki artystycznej: wysokich lotów krytyki porównawczej. Nic więc dziwnego, że autorami wielu recenzji, komentarzy i krytycznych rozpraw są sami artyści, tak jak autorami popularnych omówień najnowszych odkryć naukowych sami uczeni. Dziennikarze przestali tu być potrzebni, nie wytrzymują konkurencji na polu kompetencji. Mówiłem o tym na jednym z wykładów poświęconych sztuce XX wieku, któremu dałem tytuł „Aby widzieć, trzeba wiedzieć”. Jak się nie wie, pozostaje przepisywać to, co w katalogach wystaw napisali ich kuratorzy, co czyni wielu dziennikarzy.

Zanikają wysokich lotów teksty dziennikarskie, zwłaszcza reportaże o walorach literackich. Mam na myśli takie, jakie pisali Ryszard Kapuściński, Hanna Krall czy Krzysztof Kąkolewski, a przed nimi Melchior Wańkowicz. Nazywano ich reportażystami w odróżnieniu od reporterów zajmujących się drobnicą informacyjną. Były też reportaże czysto wizualne, zbudowane wyłącznie ze zdjęć, z całkowitym pominięciem tekstu. Taką wieloaspektową publicystykę fotograficzną uprawiali fotoreportażyści, na ogół długo penetrujący kamerą wybrany temat. Pamiętam z tygodnika „itd” wielozdjęciowe reportaże, w tym pokazujący jak postponowana jest polska flaga a zatytułowany „Łopot”.

W 1978 r. przeprowadziłem z Krzysztofem Kąkolewskim rozmowę na temat fotografii. Cytuję fragment jego wypowiedzi:„Kiedy zetknąłem się z fotografią profesjonalnie, stwierdziłem, że jest ona całkowicie odrębna, jak gdyby chodziło o inną dziedzinę. Zdobywając zawód, a byłem wtedy praktykantem w redakcji, pragnąłem odrzucić wszystko co mi dała rodzina, uważając to za balast. Chciałem stać się innym człowiekiem. Nigdy bym jednak wówczas nie przypuszczał, że znajdę po latach połączenie między zdjęciami rodzinnymi a fotoreporterów. Zaczęło się od tego, że wspólnie z nimi wyjeżdżałem na temat. Miałem niezwykłe szczęście, że zetknąłem się z fotoreporterami, którzy, pomijając to, że dawali mi znakomite zdjęcia, byli jeszcze indywidualnościami. W pracy pomagała mi już sama ich obecność. Gdy znalazłem się w zespole „Świata” zetknąłem się ze „Szkołą Świata”, Konstantym Jarochowskim, Janem Kosidowskim i Wiesławem Prażuchem. Oni uświadomili mi jak niesłychana jest przepaść między tym, co ma być sfotografowane, a tym, co ma być opowiedziane. To właśnie współpraca z fotoreporterami oduczyła mnie na zawsze opisów przyrody, i tym podobnych rzeczy. Stwierdziłem, że to do mnie nie należy. To jest dla tych panów. Dla malarzy, artystów obrazu. Oczyściło to moje teksty z opisywactwa. I wreszcie ostatni z fotoreporterów, z którym współpracowałem, ku swojej wielkiej satysfakcji, to Aleksander Jałosiński.[...]McLuhan jest przeciwko cywilizacji obrazu, mówi, że wróci epoka słowa. Poza tym mówi rzeczy, których w Polsce się nie pisze: że plebejusz współczesny, czyli – jak to się u nas mawia – ćwierćinteligent, nie będzie czytał, i nie może czytać. I dla tych milionów ludzi przeznaczone są obrazki. Słusznie więc McLuhan wywodzi współczesny kult obrazu od biblii ubogich”.

W ostatnich latach fotoreportaż zniknął z magazynów ilustrowanych. Publikuje się w nich taką samą sieczkę obrazkową, jaka zalewa Internet. Choć z drugiej strony jest to metamorfoza prawidłowa, zważywszy że narasta analfabetyzm obrazkowy. Większość społeczeństwa rozumie tylko najprostszy przekaz o charakterze paradokumentalnym, a co więcej, spora jego część wierzy prawdomówności fotografii. Wprawdzie sprawia ona wrażenie wiarygodnej, jednak wcale taka być nie musi. W PRL ukuto slogan: „telewizja kłamie”. Obecnie należałoby formułę rozszerzyć na: wszelkie media kłamią, a przynajmniej kłamać mogą. Zastanawiające jest to, że w epoce zdygitalizowanych mediów również wielu dziennikarzy legitymizuje się płytkim odbiorem treści niesionych przez środki przekazu.

A teraz parę wyimków z moich publikacji na medialne tematy z różnych lat:

1974

Znamiennym symptomem obecnej doby jest to, że wraz z upływem czasu widzenie okiem obiektywu, „widzenie fotograficzne”, przybiera w sztukach plastycznych coraz bardziej na sile i znaczeniu. Z pewnością do jego popularności przyczyniły się wynalazki techniki i innowacje technologiczne. Jednak decydujący wpływ na rozpowszechnienie się widzenia poprzez fotografię wywarła gwałtownie rosnąca ilość agencyjnych, reklamowych, gazetowych, wreszcie amatorskich zdjęć, które tak gęsto obudowały otoczenie człowieka, że niewiele mu już zostało do oglądu bezpośredniego. Dlatego współczesny massman coraz częściej patrzy na rozmaite aspekty stechnokratyzowanego życia poprzez pryzmat masowych środków przekazu, a więc poprzez ramki – niekończącej się lawiny – obrazków (fotografii prasowej, reklamowej grafiki, obrazu telewizyjnego, filmowych kadrów).

jerzy olek foto 1
J.O., fotomontaż do „Konfrontacji”, 1971

1976

W erze telewizyjno-komputerowej, której wizualny pejzaż tworzy nieustannie rozbudowująca swoją mozaikową strukturę, wielowarstwowa i pełna rozmaitych odniesień f o t o s f e r a, ogarnięcie całego materiału ikonograficznego, jaki się na nią składa, nawet gdy za wyróżnik przyjąć jego fotograficzny rodowód, jest praktycznie niemożliwe. Zresztą i tak nie wszystkie „obrazki z maszyny” zasługują na jednakową uwagę. Nawet nie każdy z tych, które w powszechnym mniemaniu uchodzą za „artystyczne”. Wszak dla rozwoju twórczej fotografii tylko nieliczne, wierne rzeczywistości bądź kreowane na nowe realności fotowidoki, uważać można za istotnie znaczące. Tym bardziej, jeśli poszczególne, realizowane w fotograficznej materii dzieła rozpatrywać w kontekście szeroko rozumianej sztuki – z całą świadomością jej ideowo-artystycznego radykalizmu i wyjątkowego w ostatnich latach spiętrzenia rewolucyjnych dokonań.

jerzy olek foto 2
J.O., z „Albumu Bogdy”, 1975

1977

Kamera przestała służyć dzisiejszym twórcom za proste narzędzie ukazujące naturalistyczne wizerunki otoczenia, a stanowi dla nich wielofunkcyjny instrument świetnie służący refleksji – o foto-medium, foto-języku, foto-granicach poznania świata i foto-sztuce. Splot zarysowanych przez awangardę w ostatnich latach nowych struktur znaczeniowych, ich zbiorów, a także programów i funkcji, spowodował w posługującej się środkami i zapisami mechanicznymi wizualnej sztuce  wytworzenie autonomicznej foto-rzeczywistości.

Myślą przewodnią jest tu przekonanie o decydującym, nadrzędnym znaczeniu każdego środka przekazu, a więc i fotograficznego medium, nadającego sens zawartej w nim wypowiedzi. Oznacza to, że kanał decyduje o treści przekazu, że artykulacja faktów fakty te dominuje, że zatem sposób ukształtowania dzieła determinuje jego charakter, co czyni konstrukcję najistotniejszą treścią. Zapis fotograficzny nie jest więc wiernym zapisem rzeczywistości, a konstytucją foto-rzeczywistości, którą w istotny sposób kształtuje medium. Dotyczy to zwłaszcza tej fotografii, którą zdominował schematyzm jednego z masowych informacyjnych kanałów.

jerzy olek foto 3
J.O., „Fototeatr”, 1975

1978

Czerpiąca z dorobku sztuki pojęciowej fotografia, dążąc – jak niegdyś – do maksymalnego obiektywizmu zapisywanego mechanicznie obrazu, przestała właściwie być, ex definitione, realistyczna. Choćby już dlatego, że narzucając swoje własne normy odbioru świata modyfikuje sposób, w jaki widzimy rzeczy. Wprawdzie nadal hołduje obiektywnie chłodnej obserwacji i maksymalnej ścisłości w oddawaniu szczegółów utrwalanego na kliszy tematu, i to może bardziej jeszcze niż kiedykolwiek przedtem, to jednak świadomość, jaka jej wykonywaniu i odbiorowi towarzyszy, każe krytycznie osądzać walory, dotąd uważane za bezsprzeczne.

Za taki walor miano np. jej wewnętrzną pojemność i nośność informacyjną. Miano niesłusznie. Bo przecież nie zawarta w obrazie informacja jest w momencie odbioru głównie znaczącą, lecz to, co płynąc ze świadomości, a będąc cząstką posiadanej przez nas wiedzy, ową informację wizualną dopełnia, rozwija i nadbudowuje. Tak też zaczęła fotografia, nieartystyczna fotografia, egzystować w postkonceptualnej sztuce. Nie jako obraz, zamknięty granicą kadru, obraz o ściśle określonej zawartości treściowej, a jako impuls zaledwie, wyzwalający niekiedy cały strumień wyobraźni, niczym ze źródła wywodzącej się z niego, ale czerpiącej ze zdobytego wcześniej doświadczenia. Nic więc dziwnego, że jej reinterpretatorzy niewielką wagę przywiązują do tego, czym jest w istocie: egzystencjalną deklaracją zarejestrowanych na niej rzeczy. Bardziej wartościowe od jej wymiarów egzystencjalnych wydają im się – owszem, te same – informacje obrazowe, ale rozpatrywane w zupełnie innym porządku, w porządku symbolicznym – zdeterminowanych techniką odniesień kulturowych i artystycznych.

jerzy olek foto 4
J.O., „Fotografia-tekst”, 1978

1979

Człowiek współczesny jest bezradny i zagubiony. Przytłacza go i osacza etos mass-culture, szaleństwo jej zmasowanych, neonowych rzeczowości, zalew przedmiotów kreowanych przez pop-sztukę do rangi mediów postindustrialnej ery. Nic więc dziwnego, że mass-man traci w końcu rozeznanie w nieogarnionej ikonografii śmietnika wielkoprzemysłowej cywilizacji, że nie potrafi się już swobodnie poruszać w gąszczu stale na nowo preparowanych wartości, poglądów i idei, którymi ustawicznie karmione jest przez skomercjalizowane mass-media społeczeństwo obfitości; społeczeństwo wtłoczone w tryby hipnotycznego działania środków masowej komunikacji, społeczeństwo zniewolone funkcjonowaniem publikatorów służących mu za jedyną tkankę łączną, choć jej totalitaryzm nieuchronnie prowadzi do zatarcia intymności przeżycia i autentyzmu, zatem do konsumowania wszystkiego wyłącznie w postaci plagiatów.

Nie bez kozery zwykło się nazywać epokę telewizyjno-komputerową wiekiem reprodukcji. Czasem zanikania indywidualności, skutecznie wypieranej przez masowe modele, lansowane drogą nieprzerwanej projekcji określonych gustów, stereotypów myślenia i postaw. Czasem substytutu, dominacji kultury pozorów, której ersatz wystarcza za pierwowzór..

jerzy olek foto 5
J.O., „Fotografia możliwa”, 1979

1980

Dochodzi jeszcze problem sprawności przekaźników. Problem istotny, jeśli się zważy, że każda transmisja, nawet ta, która dokonywana jest za pomocą najdoskonalszych mediów, mniej lub bardziej transformuje przesyłane informacje. Stąd po okresie entuzjazmu dla możliwości, jakie stwarzają sztuce nowoczesne środki przekazu, takie jak fotografia, film czy video, nastał czas programowego przeciwstawiania się ich wszechwładnemu panowaniu. Dawniejsze dostrzeganie samych zalet mechanicznych i elektronicznych środków przekazu ustąpiło miejsca ich widzeniu realistycznemu. Dla artystów związanych z mec-artem, sztuką technologiczną i konceptualną, czy wreszcie foto-medium-artem, środki te przestały być idealnym sposobem nadawania komunikatów sztuki, stając się narzędziem jak inne ułomnym, instrumentem obarczonym swoistymi wadami, przekaźnikiem przenoszącym obraz w sposób bynajmniej nie „przezroczysty”.

jerzy olek foto 6
J.O., z serii „Aluzje przestrzenne”, 2006

1984

Fotografia to „widok z okna”.
Fotografia to świat skadrowany.
Fotografia to wycinek rzeczywistości dostrzeżonej i zarejestrowanej.
Fotografia to mechaniczne zobrazowanie faktycznych kształtów rzeczywistości.
Fotografia to ich dwuwymiarowe odbicie.
Fotografia to tworzenie własnego wizerunku owych kształtów. 
Fotografia to zależne od motywu kształtowanie form wyzwalanych z rygorów przezeń narzuconych.
Fotografia to kreowanie form nowych, wysublimowanych z obiektu.
Fotografia to niezależny kształt, oderwany od przedmiotu.
Fotografia to ewokowanie rzeczywistości nieskrępowanej.
Fotografia to przeglądanie się w sobie.
Fotografia to FOTOGRAFIA.

O czym mówi fotografia? Pozornie – o świecie. Faktycznie – o sobie, tzn. o mnie; o nas. Mówi bowiem i o moim indywidualnym widzeniu świata, i o kształtującym się w procesie poznania rozumieniu fotografii. Fotografii powołującej do istnienia byty autonomiczne. Fotografii sprawczej. Unaoczniającej światy niespodziewane.

jerzy olek foto 7a
jerzy olek foto 7b
J.O., z cyklu „Puste – pełne”, 1982

1986

Fotografia zapisuje tylko chwilowy stan rzeczy, tych które znalazły się przed obiektywem, stanowiąc jednocześnie wyraz wnętrza utrwalającego je fotografa. Powoływana do istnienia z ludzkiej potrzeby wypowiedzi, trwa w zmiennym świecie znaczeń jako intuicyjnie inspirowana kreacja. I jako taka wchodzi w rozmaite relacje z oglądającym ją człowiekiem, bezpośrednio na niego oddziałując oraz determinując jego emocjonalny i intelektualny stan – jako szczególna obecność w sobie, jako na swój sposób świadoma siebie forma, w której utajona została czyjaś świadomość subiektywna. To dzięki widzowi wyzwolone zostaje z fotografii to, co sam może w niej dostrzec, choć zawsze coś jeszcze pozostaje w ukryciu.

jerzy olek foto 8ajerzy olek foto 8b
J.O., z serii „Jest i nie jest”, 1984

1987

Fenomen fotografii zasadza się na jej dwoistej naturze. Na tym, że funkcjonuje ona jednocześnie jako przedmiot i jako obraz, czyli jako coś co materialne i zarazem wizualne. Dzięki temu nie tylko jest imitacją i śladem rzeczywistości, lecz również jej magicznie przywołaną obecnością. Oczywiście nie jest to obecność konkretu, a jedynie jego wyobrażenia, które karmi się w równym stopniu myślową rekonstrukcją bytu realnego, co bliżej nieokreślonym jego zwidem. Z tego powodu fotografia tak bardzo pociąga refleksyjnych artystów, których intryguje ów specyficzny dualizm bytowy fotograficznych utworów, utworów stwarzanych przecież za pomocą takiej metody obrazowania, która szczególnie mocno wyczulona jest na aparycję przedmiotów.

jerzy olek foto 9
J.O., z serii „Biała przestrzeń”, 1986

1989

Przywykło się sądzić, że fotografia odbija zewnętrze. Lecz to mniemanie trywializuje ją. Naprawdę frapująca staje się wówczas, gdy ujawnia wnętrze. Przy czym owo wnętrze winno tu być dwojako rozumiane. Z jednej strony chodzi o wnętrze duchowe autora, które swą nie do końca rozpoznaną cząstką emanuje z fotograficznego obrazu, z drugiej – o „wnętrze” samej fotografii, obnażane wolą artysty, a zdeterminowane programem jego kamery.

jerzy olek foto 10
J.O., z serii „Świat objawiony nie jest realny?”, 1988

2006

Rozczłonkowanie i rozdrobnienie świata w znacznej mierze zawdzięczamy pojęciom. To one powodują kawałkowanie przez umysł rzeczywistości. Zarazem jednak umożliwiają tworzenie teorii, pozwalających na przewidywanie skutków działań, jeszcze zanim zostaną podjęte. Pojęcia pozwalają też organizować fragmenty rzeczywistości na nowo, więc tym samym układać z nich nieznane wcześniej całości. A kiedy pojęcia przyoblec w konkretne kształty wizualne, dzięki zastosowanym efektom optycznym można świadomie oszukiwać zmysły, przyzwyczajone do stereotypów widzenia. Fizyczne doznania ulegają wówczas relatywizacji, zaś umysł musi niekonwencjonalnie odpowiedzieć na prowokację. Jakże to jednak pobudza wyobraźnię i jakie wyzwala odczucia – umożliwia doświadczanie frapujących, bo innych, wymiarów.

Struktura ziarna fotograficznego, raster poligraficzny, linie telewizyjnego obrazu, lego, puzzle, piksele zdają się nie mieć początku ani końca. Powtarzalne, samopodobne, rozpływają się jedne w drugich. Liczą się nie one same a powstające między nimi relacje. Nic pojedynczego nie jest ważne, liczy się struktura.

Wszystko jest dozwolone, wszystko możliwe…

Całość jest płynna, zatem względna i wątpliwa.

jerzy olek foto 11
J.O., „Man-ji”, 2010

2013

W wypadku przekształceń komputerowych pocieszające jest to, że nawet niewielki nadmiar potrafi sam z siebie sprowadzić się do zera. Znamienne i poniekąd symboliczne. Nawiasem mówiąc, to dobra perspektywa, gwarantująca oczyszczenie pola, które dzięki temu można będzie zagospodarowywać od początku – inaczej. Wszelkie wymazywanie automatycznie daje użytkownikom nową szansę. Czasem niewiele trzeba. Nieraz wystarczy uparcie powtarzać prostą operację. Na przykład tłumaczyć słowo czy dwa z języka na język.

jerzy olek foto 12
J.O., z cyklu „Bezwymiar iluzji”, 1993

2014

Współczesna kultura z jej ideami i ustaleniami oraz zakorzeniona w niej filozofia i nauka nie dają żadnej gwarancji, że to co głoszą jest trwałe. Już w samej ich naturze tkwi niestabilność. Stąd pewności jakie głoszą okazują się częstokroć pewnościami... niepewności, hipotezami prawdziwymi jedynie czasowo. Na szczęście. Wszak największą wartością twórczej myśli jest nieustanne podawanie w wątpliwość tego, co uznaje się za niezmiennik, a co za tym idzie niezgoda na zastany stan rzeczy oraz krytyczny stosunek do własnych poglądów.

jerzy olek foto 13J.O., „Relikwiarz”, 2011

2016

Zdjąć można buty, a i kogoś skazanego, jeżeli jest się strzelcem wyborowym. Można też zdjąć samego siebie, choć i tu są różne możliwości: zdjąć się z megalomańsko wymyślonego własnego piedestału; zdjąć w photoshopie z grupowej fotografii, na jakiej figurowało się z ludźmi, których przestało się akceptować; w końcu zdjąć się z tej ziemi dosłownie, dokumentując owo zejście na kliszy.

Zdejmowanie fotograficzne swojego fizys oraz osób towarzyszących stało się wręcz maniakalne. Boom na autoportrety spotęgował się wraz z wprowadzeniem na rynek komórek z funkcją rejestrowania obrazu. Doszedł jeszcze do tego pręt, na którym montuje się swoją kamerę po to, by plan zdjęciowy był nieco szerszy od tego, jaki uzyskuje się trzymając aparat w wyciągniętej przed siebie ręce.

Myślę, że wcześniej nikt nie zdawał sobie sprawy ze skali potrzeby ustawicznego utrwalania się. Zawsze i wszędzie, by móc znaleźć się za każdym razem w centrum kadru. Nowa, technicznie satysfakcjonująca zabawka ujawniła, że maluczkich narcyzów są miliony. Narcyzów szczególnego rodzaju, bo zakochanych w sobie z wzajemnością.

Szczególną kategorię autofotografistów stanowili ci, którzy swoje pudełka z obiektywem lokowali na mniej więcej metrowej długości patyku. Byli wśród nich i kamikadze, którzy cofali się, nie patrząc za siebie. Wszystko przez selfie. Jedna ze spektakularnych, idiotycznie samobójczych akcji miała miejsce w górach. Fotografowali się rodzice na oczach dzieci. Zrobili o jeden krok do tyłu za dużo. Dzieci zostały same.

Kiedyś firma Kodak, chcąc ułatwić fotoamatorom urodziwe pejzażowanie, ustawiła wokół Wielkiego Kanionu tabliczki informujące, skąd jest najładniejszy widok. Teraz producenci fotokomórek powinni zadbać o oznaczenie miejsc najbardziej niebezpiecznych i... skutecznych. Zwolniłoby to miłośników mocnych wrażeń z mozolnego poszukiwania miejsc „skąd by tu” i „gdzie by tu”.

jerzy olek foto 14
J.O., „Kompleks sympleksu”, 2006

Podsumowanie

Refleksje jakie tu przytoczyłem, pochodzące z okresu ponad czterdziestu lat, uświadamiają jak ewoluowały poglądy, nie tylko moje, i nie wyłącznie w odniesieniu do sztuki nowych mediów. Od swoistej fascynacji możliwościami jakie środki te stwarzają po krytykę skomplikowanej natury, która uniemożliwia posługiwanie się nimi w sposób jednoznaczny. Cóż pozostaje? Posługiwać się nimi przytomnie i pozostawać w relacji do nich bez złudzeń.

258 olek

O autorze

prof. dr hab. Jerzy Olek – artysta plastyk, teoretyk i krytyk sztuki zajmujący się fotografią i sztuką multimedialną. Specjalizuje się w psychofizjologii widzenia oraz nowych mediach. Animator ruchu fotografii ekspansywnej i medialnej oraz fotografii elementarnej. Pomysłodawca i kurator wystaw w Polsce i za granicą. Jest autorem licznych publikacji w periodykach polskich i obcych.
Był wykładowcą Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu i Gdańsku, a także Politechniki Wrocławskiej i Uniwersytetu Wrocławskiego. Obecnie wykłada we wrocławskiej filli Uniwersytetu SWPS.

Zdjęcie prof. Olka autotorstwa Piotra Wołyńśkiego.